Archiwum 09 grudnia 2002


gru 09 2002 Marked brothers
Komentarze: 0

No nic tak sobie zaczynam swoją serię Marked Brothers strasznie to długie więc będę umieszczała ją partiami .

Nikt pewnie tego nie przeczyta i pewnie to sam błach ,ale co tam spróbować można tym bardziej anonimowo .

Aby nikt nigdy nie dowiedział się że to ja to napisałam .

 To jest moje życie ale od jakiejś innej strony życie które przeżywam w wyobraźni od kiedy skończyłam 13 lat , ostatnio postanowiłam spisać tę niejaką powieść na dysk pc , a ponieważ tam się marnuję umieszczę go tutaj od poprostu tak sobie .

Gdzieś w średnio zamożnej dzielnicy Los Angeles mieszkała sobie dość osobliwa rodzinka .Była ona w swoim rodzaju niezwykła choć z pozoru nie różniła się od innych . Duży biały dom stojący na pograniczu ulic nie różniący się wogule od sąsiadujących zamieszkiwało 6 osobowe rodzeństwo. Czterech braci i dwie siostry . Joe ,John , Al i Lick oraz True i Kell Clarence. John miał 30 lat ukończył wyższe stanowe studia ,pracował na stacji samochodowej jako mechanik Był bardzo wrażliwym zamkniętym w sobie człowiekiem raczej nie dostępnym dla innych toteż nie miał powodzenia w związkach z kobietami .Z wyglądu przypominał hipisa lat 90 tych ,jasne lokowane włosy sięgające szyi spływały mu na czoło , lekka bródka i ciemno niebieskie oczy dodawały mu uroku .Joe 32 lata nie wychowywał się z resztą rodzeństwa ,gdy miał 4 latka ojciec wysłał go do swego wuja mnicha który miał uczynić z niego wojownika . Blondynek o niebieskich oczach miał za sobą twardą szkołę życia toteż po śmierci samuraja wybrał się do wojska gdzie z oddanym przyjacielem Andersem zasłużył się w wielu komandowskich akcjach. Lick 28 letni ciemny blondyn tym razem o brązowych oczach zatrudniał się w wytwórni filmowej po ukończeniu szkoły aktorskiej jego nierozłącznym bratem Al 26 letni ciemnowłosy i brązowooki był pilotem samolotów towarowych , a jego duet z Lickiem zapoczątkowany we wczesnym dzieciństwie mimo tak różnorodnych zainteresowań a przede wszystkim ogromnej różnicy zawodów był nie do pobicia. Najstarszy z braci Nicola jako jedyny urodził się w ojczystym kraju swojego ojca w Palermo na Sycylii we Włoszech .Ciemnowłosy o raczej włoskiej urodzie odziedziczonej po ojcu zwykł chodzić w kitku , a jego ciemnobrązowe oczy wyraziście odznaczały się na twarzy . Nicola miał 34 lata i mieszkał kilka przecznic dalej od swojego rodzeństwa wraz z własną rodzinką żoną Ann i 5 letnim synkiem Jackiem .Był policjantem ,jednak nie lubił postępować według ustalonych reguł zwykł raczej chodzić swoimi drogami broniąc sprawiedliwości i swojej rodziny, jako najstarszy czuł się bowiem najbardziej zobowiązany wobec nich . Ojciec rodzeństwa był jednym ze słynnych mafiosów lat 70 tych na Sycylii i Brooklynie w Nowym Yourku .Od lat Clarencych` ze wszystkich stron obtaczała włoska mafia ,jednak to nie ona była jedynym problemem tej rodziny ,był ktoś jeszcze ,ich cichy prześladowca spoza mafii.

Nicola nie wychowywał się w rodzinnym gronie , dzieciństwo i młode lata spędził na wschodzie w Japonii gdzie także nie ominęła go twarda szkoła życia ,ale to pozwoliło mu na opanowanie kilku sztuk walk ,a kiedy wrócił do Ameryki pozostał oddany rodzinie i założył własną.

True i Kelly zostały wychowane przez braci ,którzy zastępowali im obu wcześnie utraconych rodziców ,a dzięki miłości i wsparciu niczego im nie brakowało . True miała 10 lat i była dość wyrachowana jak na swój wiek . Kelly miała 15 lat ona lubiła swoje życie rodzinne mimo że tak bardzo było z zewnątrz pogmatwane i nadszarpnięte . Kochała ten dreszczyk emocji , podobało się jej też podejście Nicoli do tej sprawy że wszyscy wobec zagrożenia powinni trzymać się razem i dzięki temu w przybytku strachu wywołanego przez ludzi nacierających na tę rodzinę ona zyskiwała pewne poczucie bezpieczeństwa ,że każdy z braci cokolwiek by się nie działo jest z nią.

Szczególnie uwielbiała rozmawiać i przebywać z Nico.

Była niedziela dzień odpoczynku i swobody w którym każde z rodzeństwa miało swoje własne plany na dzień. Licoangelo i Alonzo zwykle wybierali się do kina ,a potem do klubu na dyskotekę .Joe spotykał się z Andersem ,John przesiadywał w domu a Kelly i True zwykle wybierały się do Nicoli .Tego dnia Kelly nie miała najmniejszej ochoty odwiedzić brata ,bywały dni kiedy kreowała w swym umyśle swój własny świat odrywała się od realności ,lubiła wtedy być sama ,to był właśnie jeden z takich dni .Kelly leżała na swoim łóżku wpatrzona w sufit z opartą na piersiach książką o walkach wschodu .True w tym czasie układała na podłodze układankę , w pewnej chwili gwałtownie przerwała rozwalając zresztą to co dotychczas zdążyła ułożyć ,zaczęła usilnie namawiać siostrę aby wybrały się mimo wszystko do Nicoli .Kelly uległa wkońcu ,obie ubrały się i wyszły .Kiedy wychodziły Kell wyjęła pocztę która w skrzynce leżała już kilka dni spośród wielu listów poraz kolejny znalazła anonim z pogróżką ,ta rodzina była już przyzwyczajona do tego rodzaju listów i telefonów. Kell podarła i wyrzuciła kopertę tym razem w głębi serca poczuła że to nie tylko pogróżka ,mimo wszystko starając się o tym nie myśleć wzięła True pod rękę i przebiegły parę przecznic. Kiedy były już nieopodal domu Nicoli drogę zatarła im limuzyna , czarna złowroga limuzyna , zza jej szyby wyjrzał starszy o zimnym spojrzeniu mężczyzna

- pozdrówcie ode mnie ukochanego Nicolę i powiedzcie by się nie martwił o Johnatana niedługo się z nim spotka – uśmiechnął się wytrzeszczając żółtawe zęby poczym dał kierowcy znak by odjechał.

- mój brat nie nazywa się Johnatan tylko John – True zwróciła mu uwagę

- uspokój się – Kelly trzepnęła siostrę i pobiegła za limuzyną ,ale z oddali słychać już było tylko przeraźliwy pisk opon .Przez chwilę jeszcze stała na ulicy ,potem nie wiedząc co zrobić chwyciła True za rękę i zmieniła kierunek na powrót do domu , obie biegły szybko nie zatrzymując się ,z oddali słychać było odgłosy syren policyjnych i straży pożarnej co jeszcze bardziej je popędzało .Kiedy dotarły w pobliże domu zobaczyły strażaków gaszących pożar. Okna na parterze i piętrze były powybijane. Odpryski szkła leżały na ziemi. Zza pustych ram okiennych wydobywał się czarny dym .Przyjechała karetka ,stanęła pośród wozów strażackich . Strażacy wynieśli na pół przytomnego Johna z domu ,a lekarz i pielęgniarze pochwycili go na nosze ,wnaszając do karetki jednocześnie próbując ocucić go przykładając mu do ust maskę tlenową.Kelly widząc to podbiegła do karetki

- Johny – widząc go w takim stanie łzy same napływały jej do oczu .

- nic mu nie będzie ,musisz odejść – jakiś policjant odciągnął ją , a zza odjeżdżającej karetki wyłoniła się postać Nicoli . Stał przy samochodzie i nerwowo potrząsał ręką opartą na drzwiach rozmawiając z kolegą.

- Nicola – Kelly i True podbiegły do niego

- dobrze że nic wam nie jest , czy wiecie coś o tym co tu się stało – próbował pohamować jakoś nerwy

- nie bardzo – Kell wzdrygnęła ramionami po czym spojrzała w bok

- jakiś facet nas zaczepił i mówił o was źle i Kelly przedtem znalazła pogróżkę w kopercie w naszej poczcie – True wtrąciła swoje trzy słowa , a Kelly kopnęła ją wyrażając tym samym swoje niezadowolenie z tego powodu

- ała  Nico ona mnie kopie – od razu odezwała się oddając siostrze

- idźcie do Ann ja na razie muszę tu zostać , znów się zaczęło

- co się zaczęło - Kell spojrzała na brata z powagą

- nic co by mogło was obchodzić – trzasnął drzwiczkami od samochodu i począł odchodzić

- nas wszystko obchodzi , mam dosyć tego wszystkiego , mam dosyć ucieczek od prawdy , tajemnic i w ogóle was – krzyknęła za nim , on nawet się nie obejrzał

Kelly i True wróciły znowu na tę samą drogę i zmierzały tam gdzie od początku chciały iść tym razem tylko ze zmienionymi nastrojami .

- Kelly co teraz będzie ?- True potrząsnęła jej ręką

- puść mnie dosyć już mi dziś narobiłaś – nerwowo oderwała się

- Kelly zaczekaj ja nie wiedziałam, że nie mam nic mówić powiedz co teraz będzie

- a co ma być pewnie znowu gdzieś wyjedziemy na jakiś czas 

- ale co będzie tak w ogóle z nami i z braćmi

- nie wiem czas pokaże oni są tacy dorośli może w końcu zdecydują się pojść na swoje teraz nie mamy już domu , a nie możemy mieszkać w tej ruinie jaka po nim została .

- dom można odbudować

- tak to prawda dom można odbudować , ale nie można już odbudować poczucia bezpieczeństwa jakie w nim mieliśmy przed wypadkiem , wiesz czuję choć tego bardzo nie chcę że oni się rozejdą znajdą swój własny kąt

- Lick i Alonzo chyba nigdy się nie rozłączą

- niewiadomo czas pokaże

- ty tego chcesz Kelly – True pościła jej rękę i wybiegła naprzód – Kelly ruszyła za nią

- nie chcę tego , zobaczysz Ann odebrała nam Nico ,ale innym nie pozwolimy tego zrobić – powiedziała żartobliwie chcąc pogodzić się z siostrą i choć wiedziała że True bierze wszystko na poważnie , sama by chciała teraz w to wierzyć , tak jak ona naiwnie ale wierzyć .

 

karolink : :
gru 09 2002 Ciemność
Komentarze: 0

Jak wyjść z zewsząd ogarniającej ciemności , jak nie dać się ulec prostej drodze dojścia do celu ,nie oglądając  się na nic dookoła .Czuję że moje życie upada , że wszystkie moje plany , marzenia są nie do zrealizowania , ale to tylko mówi ta realna strona mojego życia , jest jeszcze druga ta wewnętrzna nierealna ,ta z wyobraźni która pozwala mi wierzyć że spełni się kiedyś to o czym zawsze marzyłam , że moje istnienie , moja postać osobowość zostanie wcielona w inne realia , w inne życie , nowe życie,które będzie mi dane przeżyć tak jak sobie to wymarzyłam , tyle że obecnie nie posiadam umiejętności które pozwalały by mi sterować tym nowym życiem zaistnieć w nim , ale może przyjdą one odgórnie , może uda się to jakoś scalić z moimi predyspozycjami z moją osobą , może wchłoną one we mnie jak tlen wchłania się w moją krew .Nie umiem już pisać zatraciłam w sobie tę umiejętność tak trudno jest być szczerym nawet wobec siebie ,ale teraz kiedy prawdziwie oddaję to co czuję jakoś łatwiej mi pisać. Pisanie to moje życie mój utracony świat ,  tak bardzo przypominający ten a jednak tak różny od tego , wydający się realny a jednak tak nierealny . Wiem że coś tracę z dnia na dzień umyka ze mnie jakaś niezwykła siła która dotychczas kreowała te wszystkie słowa wydarzenia opisywane przeze mnie a ja nie mogę jej zatrzymać , choć próbuję a wręcz chwilami się duszę nie mogę tego zachamować . Popełniam błędy coraz więcej błędów całe moje życie to jeden wielki błąd .Z roku na rok się zmieniam ,jestem tą samą niedojrzałą osobą a jednak pod pewnymi względami się zmieniam . Rok temu byłam tak samo zagubiona , ale uległa , słaba , byłam wtedy zarazem blisko jak i daleko od Boga , ale umiałam z nim nawiązać jakiś kontakt , miałam w sobie jakiś niezwykły potencjał który pozwalał pisać mi poezję , cudowne listy przesycone uczuciem .Myślę że był to dobry dla mnie okres do tworzenia , zagłębiania się we własnym wykreowanym świecie , ale zarazem było to złe ,byłam tak bliska odejściu z tego świata dokonaniu czegoś co pozwoliło by mi na zawsze odejść. Ten wewnętrzny ból uzewnętrzniał się w aktach przeciw swojemu życiu , zdrowiu,ale zarazem uzewnętrzniał się też w pisaniu . Teraz jestem tak samo zagubiona , zrezygnowana , ale jestem też przepełniona złością , buntem przeciw Bogu , ludziom dookoła mnie , przeciw samej sobie, i to jest okropne uczucie , czasami potrafię nad tym zapanować ale chwilami to wychodzi samo ze mnie , a raczej się tylko objawia , bo nie chce się uzewnętrznić. Nie potrafię już wołać o pomoc , bo nawet nie mam do kogo . Szukam światła w ciemności ale nie mogę go znaleźć , chwilami znajduję jego odbicie , ale potem okazuje się że to tylko złuda, że pokryte nadzieje w tym odbiciu się zapadają. Teraz mogę wierzyć tylko w to co nierealne , tylko to może pozwolić mi żyć.Jestem pasożytem który wegetuje na rodzicach , wiem że w życiu nawet przy odrobinie chęci nic nie osiągnę , bo jestem tylko jednym wielkim pechem zapatrzonym w siebie i swoje potrzeby , a bardziej swoje wyobrażenia o sobie i świecie. Nie potrafię realnie spojrzeć na świat a tym bardziej realnie ocenić sytuację w której się znajduję. Ciągle czekam na kogoś kto mógłby pokierować moim życiem , może jeszcze wtedy przy odrobinie szczęścia udało by się z niego zaciągnąć pewne korzyści , ale narazie jestem tylko pasożytem .

karolink : :